Ptaszyna (Pacsirta, 1924; I wyd. pol. 1962), czytałam wydanie II z przekładu z 2011 r. Andrzeja Sieroszewskiego z przedmową Petera Esterhazyego z 1993 r przełożoną przez Elżbietę Cygielską.
Na początku przeczytałam spis rozdziałów z krótkim rozwinięciem, które są doskonałym planem i zarówno streszczeniem akcji. Po zapoznaniem się z całością utworu dochodzę do wniosku, że akcja nie jest istotą przekazu.
Tak jak mówi o prozie Kosztolanyiego Peter Esterhazy : ”W jego prozie dramat egzystencjalny wyłania się z błahych gestów, ze skrzywienia ust, machnięcia ręką, ze światła lampy i brzydoty.”, tak uważnemu czytelnikowi w oczy i myśl wpadają drobiazgi, które nie dotyczą tylko rodziny Vajkayów z końca dziewiętnastego wieku, lecz są aktualne także we współczesnym czytelnikowi świecie. Ukazane schematy działań można zauważyć w każdej epoce i każdym środowisku.

Dla mnie najbardziej poruszające okazało się przedstawienie:
Zakłamania w imię źle rozumianej miłości, aby nie urazić córki wyrzekam się swoich pasji – gry na fortepianie – matka, przebywania w towarzystwie przyjaciół – Lampartów – ojciec; aby nie urazić rodziców – brak informacji o swoich prawdziwych odczuciach, wyobcowaniu, żalu, tęsknoty – córka „Niczym chory człowiek, narzuciła sobie żelazną dyscyplinę i opanowywała swoje odruchy” Tę postawę Ptaszyny widać na każdym kroku: podczas podróży pociągiem, podczas pobytu u wujostwa. Kłamstwo czytelnik widzi również z ciepłych listów córki do rodziców.
Miłości, która jest widoczna w drobiazgach: troska o zapakowanie szczoteczki do zębów, o dokładne zorganizowanie podróży, odprowadzenie na stację, tak naprawdę trudno ją przekazać w opowiadaniu. W drobnych gestach autor pokazuje ją najlepiej.Czytając „Ptaszynę” widać jak Vajkayowie stworzyli sobie świat wciąż taką samą codzienność dającą stabilizację, bezpieczeństwo, świat gdzie utracili jakąkolwiek inicjatywę. Aby dostrzec prawdziwość otoczenia i móc w realnym świecie zaistnieć „Musieli zdobyć się na wysiłek, by przełamać wstręt, który sami sztucznie w sobie podsycali” Np. wyjście do restauracji, smakowanie potraw, wyjście do teatru, kupno torebki, wizyta u fryzjera.

Niezmienność widać w traktowaniu dorosłej Ptaszyny wciąż jak małego dziecka wymagającego szczególnej troski i odcięcia od świata zewnętrznego. Tak jak Mały Książę chował swą różę pod kloszem, tylko że on nie zdawał sobie sprawy z istnienia innych róż, tak Vajkayowie znali życie przed Ptaszyną i wyrzekli się go trwając w zakłamaniu i tworząc sztuczny obraz świata dla swojej rodziny – głównie dla córki.
Jednak, gdy okoliczności stworzyły możliwość wyjścia spod klosza kłamstw Akacjusz i Antonina najpierw z nieśmiałością, a później już coraz chętniej korzystali z życia, które kiedyś również było ich udziałem. Przypomnieli sobie, że potrafią być szczęśliwi. Zauważyli, że mieli kajdany, które sami nałożyli ze względu na córkę. Dostrzegli w swoim postępowaniu nienawiść, miłość oraz jej przeciwieństwo. Raz jeden na kartach powieści Vajkayowie są szczerzy. Akacjusz pijany mówi „My jej nie kochamy. ... Nienawidzimy jej. Czujemy do niej wstręt... Chcielibyśmy, żeby jej tu nie było, tak jak teraz... Twierdziliśmy, że w przyszłości wszystko będzie lepiej. A tymczasem będzie coraz gorzej” A matka Ptaszyny odpowiada: „Bez niej moje życie byłoby niczym. Wiem tylko tyle, że ją kocham najsilniejszą miłością, jaka w ogóle może istnieć... Ty także ją kochasz, tato, i to bardzo.” [dualizm uczuć]. Ich miłość widoczna też jest w oczekiwaniu, gdy pociąg, którym Ptaszyna wracała się spóźniał dla rodziców „Wszystko, co ich otaczało...zmieniło się w jedno wielkie oczekiwanie” a potem „upajali się błogą radością powitania”. Niestety wraz z powrotem córki znów weszli do skorupy i każdy tkwił w kłamstwie, pozornym szczęściu i ładzie, a prawdziwej cichej tragedii nieporozumień i niedopowiedzeń.
Nie tylko rodzice byli ofiarami niedomówień i braku otwartości. Po powrocie Ptaszyna: „Poczuła, że wszystko, wszystko się skończyło. Przecież nic, znowu nic się nie wydarzyło. Dotychczas zawsze kłamała, uśmiechała się i była miła dla ludzi, zawsze i wszędzie, lecz przez ten tydzień spędzony z dala od rodziców uległa jakiejś przemianie, którą dopiero terasz sobie uświadomiła...”Rzuca się na myśl czytelnikowi brak szczerej, otwartej rozmowy ludzi sobie najbliższych, rodziców i dziecka. Rozmowy, która wiele wyjaśnia i jest oczyszczająca i budująca.Poza ukazaniem problemów duszy, Dezső Kosztolányi przekazuje czytelnikowi rzeczywisty obraz średniego, węgierskiego miasteczka na przełomie wieków XIX/XX, co również podkreślają znawcy węgierskiej literatury. Można sobie wyobrazić wąskie uliczki, tragarzy, przechodzące uliczkami postaci, zarówno z klasy średniej jak i z arystokracji, a także ludność z okolicznych wiosek, która pojawia się w miasteczku w dzień targowy.Poznajemy kulturę: bywanie w restauracjach, w teatrze. Stosunek arystokracji do klasy pracującej, na przykładzie urzędnika kolejowego („nie był szlachcicem, lecz najzwyklejszym w świecie przybłędą”) czy do artystów. Akacjusz czyta peszteńskie gazety (Budapeszt jest stolicą połączoną z miast Buda, Obuda i Peszt) W obyczajach ciągle jeszcze są pojedynki. Zubożała szlachta w domu musi oszczędzać, np. powykręcane żarówki, brak służącej.W świecie słychać już o komunizmie i strajkach.Dla tych, którzy choć trochę zetknęli się z kulturą węgierską na pewno znane okażą się uliczka Petőfiego (sama na takiej kiedyś mieszkałam), kościół pod wezwaniem świętego Stefana (István – patron Węgier- 15 VIII), węgierski gulasz z kotła (najlepiej smakuje na świeżym powietrzu ), pamiątki z Balatonu, wykwitająca czerwienią papryka.

Liliana